"CMARSOC (Colonial Marine Corps Forces Special Operations Command) - Dowództwo Operacji Specjalnych Korpusu Kolonialnej Piechoty Morskiej tylko teoretycznie podlega głównodowodzącym USCM. W praktyce jest to całkowicie autonomiczna względem sztabu generalnego USCM organizacja wojskowa. Co ważniejsze jest ona także praktycznie niezależna od przewodnich frakcji politycznych i zarządów megakorporacji. Niezależność tą CMARSOC wypracowało sobie przez kilkanaście lat, poczynając od momentu zreorganizowania i określenia całkowicie nowej doktryny strategicznej przez genialnego dowódcę - generała majora Williama Saula Pattona.
Globalne, układowe a od pewnego czasu można juz powiedzieć międzygwiezdne przemiany społeczne i polityczne rozbiły całkowicie dotychczasowy układ sił. Ziemia stała się owszem kluczową jednak nie jedyną planetą gdzie idee, żądza władzy, religijne paranoje i nacjonalistyczne zacietrzewienie zaczęły się ścierać i wybuchać w postaci mniejszych i większych konfliktów.
Patton zdawał sobie sprawę że zbiurokratyzowane a jednocześnie śmiertelnie potężne molochy jakimi jawił mu się Korpus USCM czy podobne siły zbrojne podległe Chinom czy Kalifatowi staną się narzędziami w rękach krótkowzrocznych watażków polityki i biznesu. Generał przewidywał że w krótkim czasie oddziały USCM będą zwykłymi gwarantami zysków takich potentatów jak Weyland-Yutani, Bon-Manheim lub Armat.
Dobrym przykładem przenikliwości Pattona jest chociażby ściśle utajniony incydent związany z księżycem LV-426, o którym mimo to pogłoski zaczęły krążyć wśród braci żołnierskiej, przybierając formę mrożących krew w żyłach legend.
W najpopularniejszej z nich opowiadano jak to z rozkazu zarządu Weyland-Yutani i pod kierownictwem jednego z prezesów firmy, cały, pełny batalion Colonial Marines został wysłany do spacyfikowania czy to zbuntowanej czy to zainfekowanej śmiertelną chorobą kolonii. Batalion ten po wykonaniu zadania miał zostać zniszczony ładunkami nuklearnymi z orbity przez statki W-Y dla zatarcia śladów. Jedynymi ocalałymi byli ponoć jakiś bohaterski kapral CM i zbuntowana pilotka korporacji. Dwójka ta wedle legendy wyrwała się z planetki porywając krążownik Korpusu i że nadal gdzieś tam w Kosmosie uciekają przed żądnymi zemsty płatnymi mordercami megakorporacji.
Oczywiście generał Patton poznał rzeczywiste ustalenia dotyczące tej sprawy. Wedle raportu sporządzonego przez śledczych zarówno ze strony Weyland-Yutani jak i ze strony Korpusu wynikało oficjalnie że młody karierowicz, menedżer średniego szczebla, niejaki Burke przekupił opowieściami o sławie i awansie naiwnego jak i niedoświadczonego porucznika USCM Williama Gormana w celu zdobycia tajemniczej broni biologicznej obcego pochodzenia.
Broń ta miała zostać odkryta przez załogę holownika Nostromo 60 lat wcześniej, właśnie na powierzchni księżyca LV-426, zwanego Acheron. Burke dowiedział się o tym przypadkowo, zajmując się sprawą dyscyplinarną jedynej ocalałej z załogi holownika, niejakiej Ellen Ripley, pilotki cudem odnalezionej w kapsule ratowniczej. W międzyczasie na tymże księżycu Weyland-Yutani założyło kolonię z zamiarem zterraformowania i podjęcia wydobycia surowców.
Burke był drobnym cwaniaczkiem jednak nie tak głupim aby pchać się w awanturę bez sprawdzenia niewiarygodnych opowieści. Polecił aby zbadano lokalizację na księżycu, wskazywaną przez Ripley. Niedługo potem kontakt z kolonią się urwał. Dotychczas była to tylko oddolna, samowolna inicjatywa, jednakże w obliczu dramatycznych, szczątkowych raportów z koloni, jakie zdążyły dotrzeć do firmy przed zerwaniem kontaktu, pewne osoby w zarządzie W-Y dały zielone światło i drobne wsparcie w zorganizowaniu "misji ratowniczej" na Acheron. Ale o tym w oficjalnym raporcie już nie wspominano. Oczywiście po tym jak wyprawa Burke'a zaginęła a w miejscu koloni odkryto krater po eksplozji termojądrowej zarząd W-Y wyparł się wszystkiego i całą winę zrzucił na Burke'a. Tym łatwiej było całą sprawę zatuszować że na księżyc wysłano zaledwie pluton żołnierzy nie należących ani do najlepszych ani też takich za którymi ktokolwiek miałby bardzo tęsknić. Przypadkowy, drugoliniowy oddziałek pod dowództwem niższego rangą żółtodzioba. Biurokrata średniego szczebla. Kilkuset ludzi z koloni którzy i tak mięli 50 na 50 szans aby zginąć wskutek jakiejś awarii czy katastrofy. Jedyną naprawdę poważną stratą było zniszczenie bardzo kosztownej instalacji do terraformowania. No i to że nadal niewyjaśnioną pozostawała sprawa mitycznej broni biologicznej.
Dla generała Pattona sprawa ta stała się jedną z wielu podobnych, świadczących o słabości i braku wyobraźni ale tez o bezwzględności ludzi mogących decydować o życiu i śmierci jego żołnierzy jak też tysięcy zwykłych cywilów. Patton nie zapomniał jednak o tym małym detalu z tej sprawy – tajemniczej broni obcego pochodzenia. Na długo przed objęciem przez Pattona dowództwa nad CMARSOC inni oficerowie i dowódcy sporządzali ściśle tajne raporty o z reguły śmiertelnych spotkaniach trzeciego stopnia z przedstawicielami obcych ras, prawdopodobnie rozumnych. Generał zapoznał się z nimi wszystkimi. Stało się dla niego jasne że Kosmos JEST zamieszkały przez wrogą konkurencję. Konkurencję o różnej formie, różnych celach ale na pewno nie zakładających pokojowe współistnienie z naszym gatunkiem."
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz